Każdy z nas marzy. Marzą dorośli i dzieci. W zasadzie bez wyjątku. Dzieci marzą o różnych rzeczach. Wiele z nich marzy, by być kimś konkretnym w przyszłości, robić konkretne rzeczy, mieszkać w określonym kraju, czy miejscu na ziemi, robić coś niezwykłego. Mój Syn także ma swoje marzenia, a ponieważ marzy lubi każdy dzień przynosi coś zupełnie innego. Marzenie bycia kim wyjątkowym, kimś wielkim i jak połączyć to ze szkołą? Jak rozbudzić w dziecku motywację do zdobywania wiedzy, która przyda mu się w przyszłości, skoro dzieci żyją głównie tu i teraz, a przyszłość jest dla nich mało atrakcyjna? Marzenia o szkole? Szkoła marzeń – jaka to?
Spis treści
Z życia wzięte
– Dziś z kolegami marzyliśmy, żeby było na odwrót – stwierdził któregoś dnia Maciek w czasie jedzenia. – Co na odwrót? – nie bardzo wiedziałem, co ma na myśli. – No, na odwrót. Żeby zamiast wakacji były lekcje, a zamiast lekcji, wakacje. I wtedy byłoby dużo czasu na zabawę. – Też kiedyś o tym marzyłem. Ale to marzenie raczej się nie spełni. Z resztą – myślę, że by wam się znudziło. Szkoła też może być całkiem fajna, nie uważasz? – Nie wiem. Teraz jest nawet fajnie, ale chłopaki mówili, że w starszych klasach jest strasznie dużo nauki i nie ma tyle czasu po szkole na zabawę. Trzeba odrabiać dużo zadań i uczyć się na sprawdziany. I dlatego wolałbym, żeby było na odwrót.
Czy szkoła niszczy marzenia?
Oczywiście może, ale nie musi. Jak zwykle wiele w tym zakresie zależy od samego ucznia i tego, czy takie marzenia ma. Szkołę można potraktować jako zło konieczne, albo szansę. Choć dziś, bardziej niż kiedykolwiek, wydaje się, że wystarczy dostęp do internetu, aby zdobyć potrzebną wiedzę i osiągnąć sukces, to jednak dobrze wiemy, że samemu trudno jest zmobilizować się do systematycznego wysiłku. Szkoła ten wysiłek wymusza i czy dziecko tego chce, czy nie, od poniedziałku do piątku do tej szkoły chodzić trzeba. Tylko, czy nie lepiej by było, gdyby nie musiało, a chciało?
Zmieniamy nastawienie
Sporo zależy zarówno od rodziców, jak i nauczycieli. Zarówno jedni, jak i drudzy, mają duży wpływ na nastawienie dziecka do szkolnej edukacji. Rodzice, przerzucając swoją niechęć z czasów szkolnych, mogą bardzo szybko negatywnie nastawić swoją pociechę i sprawić, że niewiele skorzysta z wiedzy przekazywanej w kolejnych etapach szkolnej edukacji.
Nauczyciele podobnie. Powiedzmy to sobie szczerze: nie wszyscy są tymi z powołania – pasjonatami, miłośnikami wiedzy i jej przekazywania młodszym pokoleniom. Spora część kadry nauczycielskiej bardzo szybko się zniechęca, nie widząc efektów, jakich się spodziewała w chwili, gdy wybierała ten niełatwy zawód. Bardzo szybko padają ideały i tylko najwytrwalsi, potrafią przetrwać chwile zniechęcenia i załamania.
Rozmawiając z Synem o szkole, staram się kierować jego uwagę na dobre strony i cel, którymi są marzenia. Na początku nie bardzo wiedział, jak szkoła może mu pomóc w ich spełnieniu, ale z każdą naszą rozmową robiło się w jego głowie jaśniej. Okazało się, że zmiana nastawienia może zdziałać cuda i tak było w przypadku mojego Maćka.
Wybrać ziarna, plewy do kosza
Zapytał kiedyś, czego uczą się dzieci w starszych klasach. Czy ciągle są te same przedmioty, czy może będzie coś innego. Z jednej strony się ucieszył, że tyle nowości go czeka, ale z drugiej lekko wystraszył, bo będzie tego całkiem sporo. Powiedział, że mózg mu się chyba zagrzał, jak sobie pomyślał, że będzie musiał się tego wszystkiego uczyć, a skoro chce być ze wszystkiego tak dobry, jak do tej pory, to nauki będzie naprawdę dużo.
– To jak znajdę czas na rower albo ściankę? Przecież jak wszyscy zadadzą zadania domowe, to już na nic go nie starczy.
Minę miał naprawdę nietęgą, ale tylko przez chwilę, bo czym prędzej pospieszyłem z pomocą. Przypomniałem mu, że nie musi być ze wszystkiego bardzo dobry. Wystarczy, że wybierze te przedmioty, które najbardziej go zaciekawią i z których wyciągnie najwięcej korzyści na przyszłość. Jaka wiedza przyda mu się w tym, co zechce robić jako dorosły. Choć może jeszcze dokładnie tego nie wiedzieć, ale dobrze już wie, co lubi robić, a czego nie. A to dobry punkt wyjścia i filtr dla szkolnych przedmiotów. Dzięki temu, szkoła ani trochę nie przeszkodzi mu w spełnianiu marzeń. Wręcz przeciwnie – pomoże, gdy w taki sposób będzie podchodził to przekazywanej w niej wiedzy. Wyłuska to, co dla niego najcenniejsze, a z reszty skorzysta na tyle, by mieć ogólny pogląd na dane tematy.
Szkoła marzeń
Osobiście mam nadzieję, że kiedyś szkolnictwo przejdzie gruntowną reformę i do głosu dojdzie bardziej indywidualne podejście. Są kraje, gdzie już coś takiego zrobiono i to z bardzo dobrym skutkiem. Prym wiedzie tu Finlandia, gdzie między innymi nie zadaje się zadań do domu. To naprawdę działa. Na pewno spodobałoby się to mojemu Synowi. Ale myśle, że nie tylko to. Szkoła w Finlandii nastawiona jest na współpracę a nie na rywalizację. Nie ma testów, egzaminów (jedyny, dobrowolny, jest na koniec szkoły średniej). Do tego jeden nauczyciel przez wiele lat, krótszy czas spędzany w szkole i bardziej indywidualne podejście. To na pewno sprzyja spełnianiu marzeń przez uczniów. Mniej stresu w szkole sprawia, że dzieci chętniej do niej chodzą.
Czy Polska doczeka się kiedyś takiej reformy? Być może będzie to trochę trudniejsze, zważywszy na to, że liczba ludności w naszym kraju jest 7 razy większa od tej w Finlandii, a to oznacza więcej dzieci. Reforma musiałaby postawić na nauczycieli – polepszyć warunki ich pracy, docenić finansowo i zmniejszyć liczebność klas. Mam nadzieję, że coś takiego kiedyś nastąpi.
Wiem, że możliwe jest spełnienie największych marzeń, przy jednoczesnym chodzeniu do szkoły. Nawet tej przeładowanej programem nauczania i z dużą ilością dzieci w jednej klasie. Uczę Maćka, by skupiał się przede wszystkim na tym, co bardzo go interesuje.
Wychodząc do szkoły, rzuca nasze ulubione pytanie: ciekawe, czego nowego się dziś dowiem i czy przyda mi się to do spełnienia moich marzeń?