Bardzo szybko przyzwyczajamy się do ludzi, z którymi przebywamy na co dzień. Dotyczy to również dzieci. Bywa, że czasem chcielibyśmy ich przez chwilę nie widzieć, odpocząć od ich ciągłych pytań, hałasu, biegania i sprzeciwów, gdy prosimy je o chwilę spokoju. To wszystko może sprawić, że zapominamy o ich wyjątkowości i drzemiącym w nich potencjale. Jeśli myślisz, że Leonardo da Vinci, Albert Einstein, Maria Skłodowska-Curie nie zadawali setki pytań będąc w tzw. epoce kucanego berka – grubo się mylisz. Przy Twoim boku może wzrastać mały artysta lub dziecko wynalazca. Zawsze trzeba wziąć to pod uwagę.
Spis treści
Z życia wzięte
Przypomina mi się taka prozaiczna dość historia. Chodziło o zamek, nie taki z czterema wieżami, halabardnikami na dziedzińcu i złotowłosą księżniczką w oknie. Nie. Rzecz dotyczyła zwyczajnego – przynajmniej z mojej perspektywy – zamku w drzwiach. Na szczęście drugiego, który zamykamy, gdy nikt nie zostaje w domu. Dla mnie to tylko zamek, zwykła, choć niezbędna część domowej układanki, ale nie dla mojego Syna. Dla Niego stało się to doskonałą okazja do zasypania mnie gradem pytań.
Zamek działa, bo…?
– Tata, a jak działa taki zamek? Widziałeś go kiedyś w środku? Jak to możliwe, że nie ma drugiego takiego samego klucza? – Nie mam pojęcia. Hmmmm, nigdy się nad tym nie zastanawiałem. I teraz też raczej nie będę. Kupię nowy zamek i po sprawie. Dziś go jeszcze zamontuję w drzwiach i tyle w temacie – odpowiedziałem, aby jak najszybciej uciąć temat. Nie bardzo miałem głowę do tych pytań, a poza tym, czasu też nie było, żeby bawić się w ślusarza. Ale mój Syn nie dawał za wygraną.
… a Pan od zamków to kto?
– A jak się nazywa pan, który naprawia zamki? – usłyszałem, gdy tylko w mojej głowie, pojawiła się myśl o, no właśnie, o panu od zamków. – Ślusarz – odpowiedziałem krótko i ruszyłem przed siebie.
Mimo wielu spraw, które tego dnia zaprzątały moją głowę i skutecznie mąciły mój umysł, dziwnym trafem, znalazło się miejsce na pytania o zamek. Faktycznie, nigdy nie zaglądałem do środka i z każdą chwilą, coraz bardziej byłem ciekaw, jak to wszystko działa. Czułem, że mojemu Synowi niechcący udało się obudzić we mnie coś, co od dawna było uśpione. Potrzebę zrozumienia i wyjaśnienia najprostszych mechanizmów tego świata.
Skąd biorą się wynalazki?
Krótko mówiąc, z ciekawości świata, obecnej w każdym dziecku. Szkoda, że wchodząc w dorosłe życie, wiele z nich gubi tę bezcenną cechę. Może właśnie dlatego rozwój technologii nie jest jeszcze tak zaawansowany, jak o tym marzyli wizjonerzy minionego stulecia, a co mogliśmy zobaczyć w niejednym filmie gatunku Science Fiction.
Akcja – reakcja
Kiedy zadajemy pytanie, nasz umysł rozpoczyna poszukiwanie odpowiedzi. Im bardziej ciekawi nas określony temat, tym intensywniej szukamy rozwiązań i sposobów na zaspokojenie swojego głodu wiedzy. Podobnie wygląda to u naszych dzieci. Przy czym, jeśli nasz mały wynalazca dochodzi do ściany, nie jest sobie w stanie odpowiedzieć na pytanie, które go dręczy… pyta nas. Rodziców. Trzeba też wiedzieć jak odpowiadać.
Konstantynopolitańczykiewiczówna? A kto się tak nazywa?
Jak działa winda? Jak to możliwe, że stalowy statek nie tonie? Kto wymyślił windę albo ruchome schody? Dlaczego latają samoloty? Czy “Kon-stan-ty-no-po-li-tań-czy-kie-wi-czów-na” to najdłuższe nazwisko na świecie? – to tylko niektóre z pytań, które zadają dzieci. Oczywiście zadają je rodzicom, bo w szkole nie zawsze jest na to czas i zbyt wiele pytań, nie jest mile widzianych podczas lekcji. Bywa i tak, że za nieustanne zadawanie pytań nie w temacie lekcyjnych zajęć można zgromadzić wiele minusów, smutnych buziek czy uwag – znasz to? Zwykle trzeba robić to, co każe nauczyciel i przepraszam, ale to niekoniecznie musi być coś ciekawego. Wiem to z własnego doświadczenia.
Słabe strony – złoto wynalazcy
Na szczęście prawdziwi wynalazcy nie dają się zgasić i zamiast słuchać, rozglądają się wokół i tworzą kolejne wizje na ekranie wyobraźni.
Co zrobić, żeby gąbka tak nie brudziła podczas ścierania tablicy? Czemu kreda tak łatwo się łamie? Jaka ławka byłaby najfajniejsza do siedzenia i pisania? Co można zrobić, żeby widok za oknem był fajniejszy, niż jest w rzeczywistości?
Dziecko wynalazca główkuje, gdzie i co można udoskonalić, uprościć i sprawić, by wszystko było jeszcze ciekawsze. Również w szkole – bo tu spędza najwięcej czasu. Tak rodzą się wynalazki, o których być może dopiero usłyszymy i z których być może będziemy korzystać.
Twoje dziecko odkrywcą – czy to możliwe?
Kiedy coś nie działa jak trzeba, można to udoskonalić. To pole do popisu dla małego wynalazcy. Tylko co zrobić, gdy tych udogodnień potrzebujemy w domu, a wynalazcy brak?
Być jak encyklopedia
A może wynalazca jest, tylko my go nie widzimy? Mówiąc dokładniej, nie widzimy wynalazcy w tym, z kim stykamy się każdego dnia. Maciek jest bystry i wiele widzi i wiele słyszy. Jest ciekawy świata, o czym świadczy mnóstwo zadawanych przez niego pytań. Czasem czuję się jak chodząca encyklopedia, którą on otwiera na chybił – trafił i szuka odpowiedzi. A ja niekoniecznie ją znam. Ostatnio zaczyna się to zmieniać. Zmierza w kierunku pewnej równowagi, gdy to ja zadaję pytania mojemu Synowi.
Konieczna jest burza mózgów
Wiemy dobrze, że nie wszystko wokół nas działa tak, jak byśmy sobie tego życzyli. Co tu dużo mówić: mogłoby lepiej. Tylko, że nikt nie wie jak. Jeszcze nie wie i tu pojawia się okazja do pytań. Rzucam je Synowi, ciekaw co odpowie. Potem zaczynamy burzę mózgów. Pomysły na zmodyfikowanie, czy ulepszenie domowych sprzętów, pojawiają się raz szybciej, a raz wolniej, ale znajdujemy je. Na pewno dużo szybciej, niż miałby to robić każdy z nas osobno. Dla mojego Syna to super zabawa, a dla mnie okazja do rozbudzenia w nim na nowo ciekawości i podtrzymania jej jak najdłużej. Nakręcony pomysłami, przeskakuje na inne urządzenia i wciąga mnie w kolejną burzę mózgów. Zawsze tego typu dyskusje między nami kończą się tym, że Maciek idzie do swojego pokoju, aby za godzinę pokazać mi nowe super rozwiązanie wykonane z kolorowych kloców.
Pomysłowy Dobromir i inni
Pamiętasz tę kreskówkę? Albo czy pamiętasz może program Adama Słodowego – Zrób to sam? Adam Słodowy to taki Pan robótka, tyle tylko, że z przeszłości, bodaj z lat 80-tych. Pomysłowy Dobromir, Adam Słodowy to postaci z programów telewizyjnych i bajek. Tego typu programy rozwijają wyobraźnię naszego małego wynalazcy i skłaniają go do twórczego działania.
Szkoła – miejsce inspiracji
Wiem, że czas spędzony na budzeniu w dziecku uśpionej ciekawości, nigdy nie jest stracony. Wyostrzony umysł biegnie na drugi dzień do szkoły i filtrując rzeczywistość, dostrzega coś, czego nie widzą inni. Nie widzą, bo zdążyli się do niej przyzwyczaić i jak dotąd, nie miał ich kto obudzić. A przecież – mimo przeładowanego programu nauczania – nasz mały wynalazca – w szkole również może znaleźć wiele odpowiedzi na pytania dotyczące świata i wszystkiego, co nas otacza.
Nie wszystko od początku było takie, jakim jest dziś. Na początku proste w swej budowie i ubogie w funkcje, brane na warsztat kolejnych pokoleń wynalazców, rosło w siłę, piękno, zakres działań i niezawodność.
Niezależnie od tego, czy Maciek trafi w przyszłości na nauczyciela z ciekawym świata umysłem, czy też nie, wiem, że ma szansę odkryć coś, czego nie ma, albo udoskonalić to, co już działa, ale nie tak dobrze, jakby mogło. Wiem, bo w każdym człowieku kryje się wielki, często nieodgadniony potencjał, który z pomocą rodziców, nauczycieli, książek i filmów, ma szansę zabłysnąć jak Super Nowa.
Cieszę się, że tamtego dnia, gdy zepsuł nam się zamek w drzwiach, Maciek zadał mi te kilka pytań. Nie miałem pojęcia, że stanie się to początkiem naszych twórczych rozmów. Tak nazywamy czas, gdy rozglądając się wokół siebie – w domu lub podczas wspólnych wypadów – szukamy pomysłów na kolejne wynalazki. Niektóre wydają się dziś mało realne, ale kto wie, czy za dziesięć, dwadzieścia lat, nie będą ich używać ludzie na całym świecie?