Zobaczyłem. Usłyszałem. Zrozumiałem. To prawie jak klasyczne zawołanie Gajusza Juliusza Cezara: venividivici – tyle tylko, że w nieco innym kontekście.

Na gruncie życia zrozumienie siebie samego i innych ludzi wokół to sztuka, której nieustannie trzeba się uczyć. Od tego, na ile ją opanuję, zależy w życiu naprawdę wiele. 

Jeśli więc zależy Ci na relacjach w rodzinie, zwłaszcza tych z dziećmi, warto zrobić wszystko, aby tę sztukę opanować do perfekcji. Sam obrałem sobie to za cel i każdego dnia stawiam małe kroki, by lepiej rozumieć mojego Syna. Staram się być, dostrzegać, rozumieć to, co się dzieje i wygrywać na tym gruncie. Nie jest to łatwe zadanie, ale naprawdę staram się to robić regularnie i konsekwentnie. Choć często trudno to przyjąć i stosować – konsekwencja i regularność działań naprawdę mają sens.

Wiem, że dzięki temu więzi między mną i moim Synem umocnią się, a każda wspólnie spędzona chwila, wypełniona będzie śmiechem, radością i prawdziwym szczęściem. 

Z życia wzięte

Kilka lat temu była taka oto sytuacja. 

– Ja tych klocków po prostu nie cierpię! Chciałbym inne, czy możesz mi kupić nowe, proszę? Kup mi inne, Tato! Słyszysz? Jedź i kup mi inne klocki! – w miarę jak zbliżałem się do pokoju Syna, jego prośba zamieniała się w krzyk, a ten przeradzał się w płacz. I ani trochę nie tracił na sile. Niestety. Co zrobiłem? 

– Czy możesz się uspokoić! Przecież kupiłem Ci je całkiem niedawno. Na pewno już nie pamiętasz, jak wówczas uparłeś się i odstawiłeś w sklepie show, że chcesz właśnie te? Pamiętasz? – przypomniałem Mu tę scenę, choć w sumie nie byłem w stanie precyzyjnie określić, kiedy tak naprawdę kupiłem te klocki. 

– Wiem, ale teraz już ich nie chcę. Są beznadziejne. Nie chcę ich i już – konsekwentnie upierał się przy swoim.

– Trudno. Innych nie dostaniesz. A następnym razem dwa razy się zastanowisz zanim wybierzesz zabawkę, którą chcesz mieć – stanowczo skwitowałem, wyszedłem z pokoju. Zamknąłem drzwi. W moim świecie wszystko stało się jasne. Wszystko zostało powiedziane. Czas na spokój.

Chłopiec został sam. Sam ze sobą, z klockami, zabawkami, w tym maskotką Szczerbatka z filmu „Jak wytresować smoka” i emocjami, których wówczas nie rozumiał, a przez które robił coś, czego tak naprawdę nie chciał…

W zderzeniu z emocjami dziecka

Choć słowo: „rozumieć” w linii prostej kojarzy się z rozumem, a ten wprost wskazuje na kierunek zdroworozsądkowego podejścia do życia i rozumienia wszelkich jego przejawów i mechanizmów, to jednak paradoksalnie wielokrotnie ten sam mózg w zrozumieniu określonych stanów często może przeszkadzać. Rozumem nie można bowiem objąć wszystkiego. 

A jednak to właśnie zrozumienie jest kluczem do zdrowych i dobrych relacji między ludźmi. Bardzo pomaga mi w kontakcie z moim Synem, ale wciąż pojawiają się sytuacje, w których tego klucza mi brakuje. Jak zrozumieć emocje mojego dziecka? Jak rozpoznać stan tych emocji? Jak przeciwdziałać Jego złym emocjom?

Złe emocje naszych dzieci. Jak rozpoznać z jakiego pochodzą źródła?

Maciek czasem nie rozumie mnie, a ja nie zawsze jestem w stanie rozumieć mojego Syna. Ja używam trudnych dla Niego słów, a on języka emocji, który także nie należy do najprostszych.

Bitwa emocji – kto wygrywa?

Choćby dla przykładu. Kilka lat temu…

Przyszedłem do pokoju Maćka, a tam obraz jak na polu bitwy pod Waterloo. Mój Syn występuje w roli dowódcy i żołnierzy w jednej osobie, wymachuje rękami, w dłoniach trzyma resztki kolorowanki i zaciekle rozrywa ją na drobne kawałeczki. Gdy papier się skończył, zabrał się za kopanie kredek, rozrzuconych po całym pokoju. Do tego krzyk i tupanie. Totalne szaleństwo. Stałem w drzwiach i wówczas nie wiedziałem, czy mam zareagować krzykiem, czy może powinienem złapać malucha i stanowczo kazać mu przestać.

Tym razem jednak, zamiast tego podszedłem do niego i podniosłem go do góry starannie przenosząc go na łóżko, uważając przy tym, by samemu nie pojechać na porozrzucanych na podłodze kredkach. To naprawdę było wyzwanie. Gdy szczęśliwie udało nam się dotrzeć do celu, posadziłem Maćka, a sam usiadłem obok niego. Przez chwilę było cicho. Potem zaczęliśmy rozmawiać.

Złe emocje dziecka są jak tajfun. Przechodzi i pozostawia po sobie bałagan

– To wszystko przez te kredki! – uprzedzając pytanie ze łzami w oczach wyjaśnił Maciej. – Nie chcę ich! Chcę inne, te większe, z większą liczbą kolorów! Te źle rysują! Tata, one naprawdę nie są dobre! I kolorowanki też nie są takie, jakich oczekiwałbym. Nie podobają mi się i chcę inne. Chcę, żebyś mi kupił nowe kredki i nowe kolorowanki. Kup mi, słyszysz?

Złe emocje dziecka – jak sobie z nimi radzić?

Ostatnie słowa wypowiadał już ledwo mówiąc. Wcześniejszy krzyk i złość musiały go kosztować sporo energii, więc teraz tylko chlipał, powtarzając: to przez te kredki, to przez kredki, tato.  

Okazuje się, że dziecko w początkowym okresie rozwoju, nie jest w stanie zapanować nad emocjami. W chwili, gdy coś je zdenerwuje, przestraszy czy zezłości, emocje całkowicie przejmują stery. 

Chyba najgorsza w takiej sytuacji jest bezsilność, z którą nie zamierzałem się pogodzić. Szukając sposobu na radzenie sobie ze złością u mojego Syna, natknąłem się na odkrywczy dla mnie sposób działania, podejścia, rozwiązywania takich sytuacji.

Zrozumienie – bezcenny dar

Jeszcze jakiś czas temu nakrzyczałbym na Syna, widząc do jakiego stanu doprowadził swój pokój, jak zniszczył kolorowankę i porozrzucał wszystkie kredki. Tym razem jednak zrobiłem inaczej. Wiedziałem, że w takiej chwili, mój Syn chciał się poczuć zrozumiany. Chciał wiedzieć, że stoję po Jego stronie, a nie po stronie utrzymania za wszelką cenę porządku w Jego pokoju, w pudełku z kredkami, innym tego typu asortymentem i kolorowankami. I tak było. 

-Widzę, że strasznie się zdenerwowałeś. To musiało być coś naprawdę wielkiego, bo nigdy do tej pory nie podarłeś swoich ulubionych kolorowanek. – Tak. Bo te obrazki są za małe – pożalił się mój Syn. – Rozumiem. Czyli powinny być większe, tak? – dopytałem. – Tak, zdecydowanie. I kredki też nie powinny tak szybko rysować.

– Czyli przez to, że obrazki były za małe, a kredki za szybko rysowały, nie udało ci się zrobić czegoś, co bardzo chciałeś – starałem się iść tokiem myśli Syna i jednocześnie pomóc jemu uporządkować to wszystko, co miało miejsce chwilę wcześniej.

– Tak. Bo ja nie chciałem wychodzić za te czarne linie. Żeby było ładnie – powiedział Maciuś i wtulił się we mnie, obejmując mnie z całych swoich sił.

Widzisz złe emocje swojego dziecka? Weź nie krzycz. Weź go przytul

Siedzieliśmy tak chwilę w milczeniu, po czym usłyszałem cichy Jego głos:-Tato, a może kredki są dobre i obrazki też. Tylko może to moja ręka nie mogła zahamować przed linią? Ale przecież nie można kupić nowej ręki, prawda?

– Prawda, Maćku. Ale można ją nauczyć hamowania wtedy, kiedy Ty tego zechcesz. Spróbujemy to zrobić? – zapytałem ciekaw jego odpowiedzi. – Spróbujemy, ale jutro, bo dziś jestem zmęczony. A mogę też jutro posprzątać kredki i papierki? – spojrzał na mnie proszącym wzrokiem.

– OK. Jasne. Dziś tylko zrobimy ścieżkę od łóżka do drzwi, żebyś się na nich nie poślizgnął.

Jak zawsze w moim życiu, wiedza okazała się bezcenna. Zwłaszcza ta, która pomogła mi zrozumieć mojego Syna. 

Moja metoda: STOP!

STOP. Zaczekaj! To znakomita metoda, którą staram się stosować w relacji z moim Synem. Jest prosta i pomocna. 

Chroni przed zrobieniem czegoś niewłaściwego, wypowiedzeniem słów, których potem można żałować. W praktyce wygląda to mniej więcej w ten sposób:

  1. Gdy dziecko wpadnie w złość i złe emocje górują nad rozumem biorę głęboki oddech i na wydechu wypowiadam na spokojnie (choć nie zawsze jest łatwo) słowo „Zaczekaj”. To taki znak „STOP” przed bezmyślną reakcją na zachowanie mojego Syna. Krzyknąć zawsze mogę, wymierzyć karę też. Ale nie teraz. Po co? Teraz STOP
  2. Teraz, gdy jestem spokojniejszy, choć w tej sytuacji słowo „skontrolowany” jest tu chyba bardziej trafne. W tej sytuacji mogę bowiem świadomie zdecydować jak zareagować na zachowanie mojego dziecka. Staram się patrzeć na nie jakbym widział je po raz pierwszy i staram się odpowiedzieć na pytania: Co kryje się za tymi emocjami? Gdzie jest ich prawdziwe źródło? To, że dziecko chce czegoś właśnie teraz może być tylko zewnętrznym przejawem frustracji, która swoje źródło ma zupełnie gdzie indziej.  Choćby w jakiejś sytuacji, która miała miejsce w szkole, na podwórku, podczas gry w piłkę. Teraz tamte złe emocje szukają ujścia i trafiają właśnie na mnie. Jestem najbliżej.
  3. W takich okolicznościach staram się odczytać i nazwać emocje, które przejęły kontrolę nad moim dzieckiem, coś na zasadzie: – Widzę, że jesteś strasznie zły, a nawet wściekły. Trzęsiesz się ze złości. Jakby jakiś obcy przejął kontrolę nad Tobą. Przyznam, że dawno Cię takiego nie widziałem. Może razem coś poradzimy. Lub w inny sposób: – Złościsz się, bo chcesz, bym przerwał to, co robię i zrobił to, czego Ty chcesz, prawda? Mogę to zrobić, ale za chwilę. Myślisz, że mogłoby to poczekać? Czy jednak jest tak ważne, że jeśli nie zajmę się tym teraz, to stanie się coś naprawdę złego. To jedynie zarys sprawdzonego w praktyce mojego działania. Oczywiście każdy ma swój niepowtarzalny sposób na nazwanie tego, co w danej chwili czuje jego dziecko. Najważniejsze w tym wszystkim jest to, aby czuło się ono rozumiane i wspierane bez względu na cokolwiek. 
  4. Oczywiście różne są sytuacje, ale zawsze trzeba dawać dziecku do zrozumienia, że jesteśmy po jego stronie niezależnie od wszystkiego. Każdorazowo trzeba zdobywać jego zaufanie. Budować relację opartą na zaufaniu. Gdy je zdobędziemy, łatwiej będzie nam odkryć prawdziwą przyczynę takiego, a nie innego zachowania naszego dziecka.
  5. Przez cały czas pamiętam o słowie ZACZEKAJ, aby pochopnie nie osądzać mojego dziecka, nie oceniać go, nie deptać jego poczucia wartości i nie obrażać. 

Chcę by moje słowa słowa i reakcje były w pełni świadome. Ta chwila opóźnienia w reakcji wywołana świadomym zastosowaniem mechanizmu STOP – ZACZEKAJ może pozwoli uniknąć wielu przykrości i błędów.

Wiem też, że wszystko co napisałem brzmi tak idealnie, że aż niewiarygodnie. Wdrażam metodę STOP. Oczywiście nie zawsze wychodzi to tak, jak tego oczekiwałbym. Ale też jak napisałem wcześniej – staram się być, dostrzegać, rozumieć to, co się dzieje i wygrywać na tym gruncie. Nie jest to łatwe zadanie, ale naprawdę staram się to robić regularnie i konsekwentnie. Walka trwa.

Proszę poczekaj...
Podobne wpisy